Długo mnie nie było. Niestety (a może stety) praca zajęła mi tyle czasu wieczorami, że na spisywanie moich biegowych przemyśleń nie było już czasu. Jednak o bieganiu nie zapomniałem. Trening trwa i nie odpuściłem żadnego od samego początku, czyli od 4 tygodni. Czasem trzeba było wyjść o 5 rano, czasem biegać po śniegu i mrozie, ale dałem radę. Nawet siłę i core udaje się wykonywać 2 razy w tygodniu. Jestem z siebie dumny.
Nie ma co opisywać poszczególnych biegów, bo wszystko to były wybiegania w tempie ok. 5:40 – 6:00 min/km. Buduję bazę i na razie gromadzę kolejne kilometry. 38, 40, 42 to ostatnie 3 tygodnie. Jeszcze tylko jutro 14 km wybiegania po lesie i tym samym kończę pierwsze 4 tygodnie wprowadzenia w trening po blisko 3 tygodniach odpoczynku i od najbliższego tygodnia zaczynam trochę mocniejsze treningi. Już nie mogę się doczekać. Organizm domaga się szybszego biegania ;-).
Z ciekawych rzeczy jednego dnia sytuacja zmusiła mnie do skorzystania po raz pierwszy z bieżni mechanicznej (po treningu miałem spotkanie w Warszawie, więc klub fitness wydał się najlepszą opcją). Przebiegłem 13 km w 1:10. Przy tempie jakie miałem ustawione na bieżni (ok. 5:30) miałem tętno o blisko 10 uderzeń niższe niż podczas biegu w takim tempie na powietrzu. Żeby nie było – nachylenie bieżni cały czas 1,5%. Wniosek? Na bieżni biega się łatwiej, przynajmniej wybiegania 🙂
Uskuteczniam trening siłowy (tylko z własnym ciężarem), core i stretching. Dwa razy w tygodniu przynajmniej 40 minut ćwiczę planki, pompki, brzuszki i inne takie. Poza tym seria pompek każdego (no może prawie każdego 😉 ) ranka i wieczora. Czy jest lepiej? Jest – brzuch wygląda lepiej… . Czy jest poprawa w bieganiu, ciężko powiedzieć. Jak przebiegnę coś mocniejszego to zobaczymy. Od najbliższego tygodnia dorzucam do zestawu jeszcze ćwiczenia na siłę nóg. Dorzucę jakieś skipy i wieloskoki przed rytmami, ale chcę też popracować nad tym w domu – jakieś wspięcia, przysiady, itp.
Z innych osiągnięć to wyszło na to, że niedawno przekroczyłem 2000 km tylko w 2016 roku. Na wielu z Was pewnie nie robi to wrażenia, ale dla mnie to jest osiągnięcie. Jeszcze rok temu miałem niewiele ponad 1500 km po ponad 1,5 roku biegania, a teraz przebiegam ponad 2 tyś. w ciągu roku. Brawo JA 😉
Niestety waga nie spada. Tzn. spada i rośnie zarazem. Cały czas oscyluję między 86 a 88 kg. Niby jest poprawa, ale nie taka na jaką liczyłem. Muszę się wziąć za porządki w swoim jadłospisie.
Na razie to tyle. Teraz przerwa w pisaniu na pewno będzie krótsza.
2000km Brawo. Mi też jakoś tych kilometrów w tym roku dużo wpadało. W tamtym roku zrobiłem 1800km i wydawało mi się, że 2500 to mocno wyśrubowana granica. W tą niedzielę przekroczyłem 2600km 🙂