Chwilę mnie nie było. Od kontuzji minęło niecałe dwa tygodnie. Niestety diagnoza nie jest pokrzepiająca: całkowicie uszkodzone więzadło strzałkowo-skokowe tylne, częściowo uszkodzone strzałkowo-piętowe. Niestety obrzęk nie pozwolił na pełne zdiagnozowanie urazu i nie wiem jaki jest stan więzozrostu piszczelowo-strzałkowego. Dowiem się dopiero po rezonansie, który mam mieć od razu po Nowym Roku. Jeśli jest zerwane, czeka mnie operacja i dłuższy rozbrat z bieganiem. Jeśli nie, może skończy się na 3 miesiącach przerwy. Na tę chwilę jestem po pierwszych ćwiczeniach rozluźniających staw z fizjoterapeutą. Staw został oplastrowany i mam nosić pneumatyczną ortezę dla odciążenia stawu podczas chodzenia.
Tak siedzię i sobie myślę, że bieganie mnie zmieniło. Świadomość własnego ciała i dążenie do celu powodują, że bardziej zależy mi na poprawnym wyleczeniu niż kiedyś. Bieganie spowodowało, że wiem więcej i chcę więcej. Gdyby nie bieganie i ten uraz pewnie nigdy nie dowiedziałbym się jak jest zbudowana ludzka stopa. Gdyby nie bieganie, pewnie nie poszedłbym prywatnie na USG i umówiłbym sie z fizjoterapeutą na tym etapie leczenia.
Coś Wam powiem. Gdy miałem podobny uraz tej samej nogi mniej więcej 12-13 lat temu, włożono mi nogę w gips na ponad dwa tygodnie. Zrobiono tylko RTG i kazano po zdjęciu gipsu rolować nogę na butelce. Żadnej rehabilitacji, żadnych dodatkowych badań. Po pół roku od tamtego urazu biegałem już bez problemu, a jedynym dyskomfortem jaki miałem było to, że jeśli noga pozostawała w bezruchu dłuższy czas to zaczynało trochę boleć.
Czemu by teraz tak nie zrobić? Jakby mi nie zależało pewnie zostałbym z tym jednym RTG z urazówki i może 2 tygodniami rehabilitacji na NFZ. Pewnie po dwóch miesiącach zacząłbym lekko truchtać, a na wiosnę pobiegłbym w jakichś zawodach. Jakiś ból by sie pojawił, ale co tam.
Stawiam teraz ważne dla mnie pytanie: Czy to, że jestem amatorem, nie predystynuje mnie do tego, aby zrobić mi kompleksowe badania? Dlaczego gdy na urazówce powiedziałem, że biegam lekarz od razu nie zlecił USG? Nie zrobił żadnych zaleceń, oprócz tego, aby przyjść na kontrolę za 3 tygodnie. Dlaczego o większości sposobów leczenia muszę dowiadywać się z internetu, a nie od lekarzy?
Mam wrażenie, że wśród lekarzy panuje pewna bardzo niemiła choroba. Ta choroba to brak empatii w stosunku do pacjenta. Zgodzilibyście się ze mną?
P.S.
Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia życzę Wam wszystkim przede wszystkim wytrwałości w tym wspaniałym hobby jakim jest bieganie. Aby omijały Was kontuzje, a wasze wyniki zawsze się poprawiały. Spokojnych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku.
Bartek