Długo się nie odzywałem, ale praca i rodzina (kolejność przypadkowa) były ważniejsze od bloga.
Na szczęście cały czas biegam. Noga nie boli i powoli zaczynam myśleć o jakimś planie na wiosnę i lato. Na razie mój trening to proste biegi w tempie ok. 6:00 min/km. Czasami jest trochę szybciej – ostatnio zrobiłem 5 km ze średnią 5:03 min/km, ale to był wyjątek.
Co tydzień zwiększam dystans każdego biegu o ok. 1,5 km. Zacząłem od 3,5 km i tak przez 3 tygodnie. 4 tydzień obniżyłem każdy dystans o 1,5 km zgodnie z zasadą periodyzacji. Wyraźnie widzę, że tętno jest coraz niższe przy tych samych prędkościach. Zaczynałem od tętna 160 unm przy 6:00. Teraz zszedłem już do 140 unm, więc jest postęp. Czuję, że jeszcze biegi dłuższe niż godzina nie wchodzą w grę, gdyż nogi zaczynają mnie boleć po około 30 minutach, ale na pewno to też się poprawi.
Co do przyszłości to w najbliższym tygodniu już zaczynam wprowadzać do treningu przebieżki (ok. 100 m) i zabawę biegową w postaci szybkich biegów od 30 sekund do maksymalnie dwóch minut. Planuję ten rodzaj treningu utrzymać do pierwszego tygodnia kwietnia. Wtedy postaram się pobiec jakiś sprawdzian, aby wiedzieć na co mnie stać.
Problem mam niestety z wagą. Wskazówka zatrzymała się na 88-89 kg i ani drgnie. Jem mniej, ale moim problemem jest późne chodzenie spać co powoduje, że podjadam wieczorami i chyba to jest główny problem. Obiecuję sobie poprawę, ale jakoś słabo mi to wychodzi. Chyba potrzebuję jakiegoś bata nad sobą.
Jeśli chodzi o spanie, to tutaj jest poprawa. Od tygodnia kładę się spać między 22 a 23 co dla mnie jest dużą różnicą, gdyż wcześniej nie chodziłem spać nie wcześniej niż o północy. Oby tak dalej.
Niestety troszkę zaniedbałem ćwiczenia. Ograniczam się niestety tylko do rozciągania i 10 minut ćwiczeń na stabilizację po każdym biegu. Niestety problemem jest czas. Muszę chyba się jakoś przeorganizować, aby wcisnąć ze dwie sesje treningu siłowego.
Tyle na teraz.
P.S. U mnie ma smogu 😉