RESO Suwałki 10,5 – n(m-)ocna ćwiartka

Tego biegu nie miałem wcześniej w kalendarzu. Zwykle długie weekendy czerwcowe spędzam na wodzie i tak też miało być w tym roku. Jednak opcja spędzenia kilku dni w gronie rodziny i przyjaciół, na pięknej suwalszczyźnie, łącząc bieganie i żeglarstwo, nie mogła zostać odrzucona.

RESO Suwałki 10,5 to nietypowa impreza. Bieg odbywa się w godzinach wieczornych na niestandardowym dystansie ćwierć maratonu, czyli ok. 10,55 km. Co ciekawe suwalskie zawody mają atest PZLA zawodów zarówno na 10 km jak i 10,5 km. Wraz z biegiem głównym odbywał się całą sobotę festiwal biegowy, w którym odbywały się biegi dla dzieci od najmłodszych po gimnazja i szkoły ponadgimnazjalne. Ogólnie cała sobota w centrum Suwałk stała pod znakiem biegów lub marszów.

Mój udział w biegu miał być sprawdzianem robionym z pełnego treningu. Właśnie zakończyłem pierwszą część planu – 10 tygodni pracy nad szybkością i siłą. Wiedziałem, że nie mam co liczyć na życiówkę na 10 km, ale chciałem się sprawdzić jak dużo wytrzymam. Planowałem utrzymać się jak najbliżej tempa 4:35/km. Dodatkowo moim trochę żartobliwym motywatorem była chęć nie zostania zdublowanym (bieg miał 3 pętle) przez Bartka Olszewskiego.

Późna pora biegu trochę rozbijała cały dzień. Starałem się wypoczywać, ale gdy masz dostęp do Wigier i sprzętu wodnego, a do tego pogoda jest iście żeglarska, to aż szkoda siedzieć na lądzie. Późne przedpołudnie i część popołudnia spędziłem na wodzie starając się okiełznać samotnie żaglówkę. To trochę nadwyrężyło moje siły. O 17 zjadłem w sumie lekki obiad i do 21 postanowiłem nic nie jeść. W międzyczasie nadeszła burza. Wraz z koleżanką, która miała debiutować w zawodach wybraliśmy się w strugach deszczu do centrum Suwałk. Całą drogę znad Wigier lało choć na horyzoncie widać było przebłyski niebieskiego nieba. Zaparkowaliśmy i jeszcze z 10 minut siedzieliśmy w samochodzie aż trochę deszcz zelżał. Biegiem udaliśmy się na start, a w międzyczasie deszcz już prawie przestawał padać. Wraz z kolejnym kolegą, którego spotkaliśmy zrobiliśmy krótką rozgrzewkę (ok. 1 km + rozciąganie dynamiczne) i ustawiliśmy się na starcie.

Frekwencja na biegu głównym była raczej niewielka, ok 300 osób co pozwoliło mi się ustawić w 3, 4 linii. Fajne uczucie, które nie jest mi często dane :). Punktualnie o 21:30 ruszyły pierwsze zmiany sztafet, a dokładnie 5 minut później my. Zaczynam spokojnie jak mi się wydawało, ale jakoś tak ciężko szło. Sporo kałuż i trzeba uważać, aby na zakrętach się nie pośliznąć. Trasa wiodła po aslafcie i częściowo po kostce brukowej, która niestety była bardzo nierówna. Było też do pokonania jedno wymagające wzniesienie, oczywiście 3 razy. Odklepałem 1 km i wyszło, że jest nieźle – 4:32. Czułem jednak zmęczenie. Około 2 km zrównał się ze mną troszkę starszy biegacz i jak się okazało mieliśmy tak już biec do końca. Na ok. 2,5 km zaczynał się podbieg. Skróciłem krok, kolana wysoko. Poszło zadziwiająco łatwo. Chyba trening na podbiegach oddaje. Ogólnie siłowo czuję się bardzo dobrze. Na szczycie zawrotka na rondzie 100 m płaskiego i zbieg do linii startu. Pierwsze koło odbijam w 16:30 co pozwala mi myśleć o biegu poniżej 50 min na całym dystansie.

Ja (z tyłu) i mój towarzysz (Fot. Mariusz Orchowski, www.suwalki.info)
Ja (z tyłu) i mój towarzysz (Fot. Mariusz Orchowski, www.suwalki.info)

Zaczynamy drugie koło. Na linii startu tłumy, aż chce się biec. Ogólnie na całej trasie było sporo kibiców. Ludzie wychodzili z klubów i dopingowali. Cały czas biegłem z kolegą złapanym na 2 km. Tempo trochę spadło – 4:40/km. Nie dawałem rady utrzymać szybciej. Zbyt szybko się męczyłem. Jednak tętno było zadziwiająco niskie jak na zawody na 10 km – ok. 165 udm. Zwykle było o 5-6 wyższe. Fragment na kostce staram się biec blisko krawężnika – tam jest najrówniej. Widzę, że niektórzy mocno się tutaj męczą. Że ich „kołysze”. Chwilę dalej znowu podbieg. Znowu idzie mi nieźle i na podbiegu to ja wyprzedzam. Zawodnik z którym biegnę, ciągle biegnie ramię w ramię. Na rondzie widzę, że czołówka jest około 200 m za nami. Zwątpiłem czy uda mi się nie zostać zdublowanym przez Bartka :). Zbiegamy w dół i lekko przyspieszam. Za chwilę dogania mnie samochód prowadzący i mijają mnie zawodnicy z Afryki. Boże jak pędzą. Ja wypluwam prawie płuca, a oni biegną z taką lekkością jakby popychała ich jakaś niewidzialna siła. Niestety mi już to nie będzie dane. Nie ten wiek, nie te predyspozycje. Mijam linię startu – udało się, Bartek mnie nie wyprzedził ;-). Chwilę potem słyszę spikera jak woła, że ten właśnie wbiega na metę.

Ostatnie koło. Staram się przyspieszyć. Wraz z kolegą podczepiamy się pod starszego Pana, który przed chwilą nas wyprzedził i staramy się utrzymać jego tempo, ale ten powoli się oddala. Znowu kostka i podbieg. Tu już trudniej, ale nadal luźno i mocno. Zaczynam się przygotowywać do długiego finiszu. Na zbiegu zaczynam. Przyspieszam. Zaczynam wyprzedzać i czuję, że mam siły na mocny finisz. Trzymam tempo. Później okaże się, że przez prawie 1km utrzymywałem tempo poniżej 4:10/km. Mijam linię 10 km. Wyprzedzam zmęczonych i już widzę metę. Widok to fajny, bo meta na tym biegu to czerwony dywan w świetlnej iluminacji sprawiający wspaniałe wrażenie. Super sceneria na mocny koniec. Mijam metę gdy na zegarze pojawia się dokładnie 50:01.

Za chwilę na metę wpada mój towarzysz z większości dystansu. Gratulujemy sobie nawzajem. Odbieram medal, napoje i posiłek: owoce, sękacz i babka ziemniaczana :). Ahh ta suwalszczyzna.

Czekam jeszcze na debiutującą koleżankę. Kończy po trochę ponad godzinie. Jak na debiut i w sumie trochę ponad 3 miesiące biegania to niezły wynik. Chwila odpoczynku w barze obok ze znajomymi i wracamy.

Podsumowując test się udał. Czas na 10 km wyszedł 47:41 (ten z atestem). Najszybsza dycha (z zegarka) o minutę szybciej, ale tutaj mierzyło do finiszu. Czuję, że brak mi wytrzymałości na prędkościach w okolicach 4:30/km, ale na to przyjdzie jeszcze czas. Ogólnie jestem zadowolony. Noga nie boli, czuję siłę, i widzę efekty pracy nad stabilizacją. Trzeba to podtrzymać, a na jesieni będzie dobrze. Może nie zejdę poniżej 40:00, ale liczę że 43:00 a może i 42:30 pęknie.

dsc_0599
Meta (Fot. Miłosz Kozakiewicz, www.suwalki24.pl)

Co do samych zawodów nie mam do czego się przyczepić. Organizacja super, a ten finisz to chciałbym aby był na każdym biegu. Bieg mogę polecić każdemu, a szybsi biegacze mogą liczyć na sowite nagrody (również dla najszybszych Polaków).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.