Tak siedzę i wpadło mi do głowy, że chyba trzeba coś na bloga wrzucić. A że siedzę, bo roztrenowanie, to znaczy, że najlepiej będzie podsumować ten dziwny sezon i może zarysować jakieś plany na przyszły.
Poprzedni sezon skończył się średnio. Na 10 dni przed ostatnim biegiem sezonu (Bieg Niepodległości) byłem w życiowej formie, ale choroba i antybiotykoterapia zniweczyła wszystkie plany. Wiedziałem jednak, że po lekkim roztrenowaniu wejdę w nowy sezon przygotowań na wyższym poziomie niż rok wcześniej, co p potwierdziło się 1,5 miesiąca później na Chomiczówce. 20 minut nie złamałem, ale bieg wyszedł mi bardzo przyzwoicie.
Niestety jak jest dobrze, to musi się coś popsuć i dosłownie dwa tygodnie później trafiła mi się kontuzja stawu biodrowo-lędźwiowego. Dwa tygodnie leżenia w łóżku potem 6 tygodni rehabilitacji i dopiero pod koniec marca byłem w stanie zacząć jakieś wolne bieganie. Niestety całe budowanie formy trzeba było zaczynać od zera. W międzyczasie zaczęła się cała akcja z COVID i w sumie na spokojnie mogłem odbudowywać formę bez spinania się na jakiekolwiek zawody.
Na początku maja zrobiłem sobie samodzielny sprawdzian na milę (w ramach wirtualnych zawodów), który pokazał, że forma jest jeszcze bardzo daleka – 6:40 – minutę wolniej niż życiówka. W sumie kolejne tygodnie upływały na dość monotonnym treningu, gdzie głównie uskuteczniałem zabawy biegowe w różnych konfiguracjach, przeplatane spokojnymi rozbieganiami. Co jakiś czas wpadały też interwały od 400 do 1000m. Ogólnie można powiedzieć, że to co robiłem to był głównie trening szybkościowy.
Czułem, że forma rośnie, ale w wakacje nigdzie jej nie sprawdzałem. Dopiero pod koniec września postanowiłem wystartować na bieżni w ramach Bielańskiego Wieczoru Lekkoatletycznego. Tam poleciałem na 1000m z czasem 3:19,74. Wynik pokazał, że trening szybkości działa i na tym dystansie wystarcza mi wytrzymałości. Czy jednak jest dłuższym biegu będzie lepiej? To sprawdziłem dopiero miesiąc później w Rembertowie, gdzie już w trakcie drugiej COVIDowej fali, udało mi się pobiec w normalnych zawodach na 5 km. Bieg niestety kompletnie mi nie wyszedł. Idealnie pokazał, gdzie mam braki oraz to, że muszę co jakiś pobiec w testowo w zawodach, aby bardziej się obiegać. Kilka dni później pobiegłem jeszcze 400 m na bieżni w ramach Piaseczno Track Cup. Z trenerem chcieliśmy sprawdzić to co podejrzewamy już od jakiegoś czasu – że jestem typem bardziej szybkościowca. Wynik 67 sekund potwierdził nasze przypuszczenia. Z taką szybkością powinienem teortycznie biegać w granicach 3:10 na 1 km, czy 18:30 na 5 km. Trzeba to tylko dobrze wytrenować i na zawodach dać z siebie wszystko jak zrobiłem to na tych 400m (ostatnie 50 m, to kompletnie miękkie nogi).
Jak widać życiówki wpadły tylko na dystansach, które biegałem pierwszy raz, więc sezon dość ubogi. Czasami jednak tak być musi. Biegam w sumie dopiero 6. rok i takiego zastoju można się było spodziewać. W tym roku też przeskoczyłem do kategorii 40+, ale w tym nie upatruję zastoju mojej formy 😉
Od PTC jestem na lekkim roztrenowaniu, co znaczy, że biegam 3 razy w tygodniu i bez akcentów. Dopiero w ostatnim tygodniu wpadły dwa razy podbiegi (5x50m) w sprincie. Ze względu na pandemię nie mam jeszcze żadnych planów startowych, choć na kilka zawodów jestem zapisany, gdyż zostały przeniesione z jesieni. Jednak zdecydowanie będę chciał co jakiś czas się sprawdzać, aby nie popełnić tego samego błędu co tej jesieni.
Poprzedni sezon w liczbach:
Dystans – 1760 km
Liczba treningów – 190
Czas treningów – 7d 11g 30 min
Życiówki – 2
Kontuzje – 1 😉