Głowa zawiodła…

Możesz być wytrenowany, mieć formę, prawie idealne warunki (prawie, bo idealnie nigdy nie będą ;-), a i tak wszystko zależy od jednej rzeczy – od ciebie, a właściwie od Twojej głowy. I nie mówię tylko o psychice, ale też o świadomych wyborach. Tak mógłbym podsumować mój ostatni tydzień.

Zaczęło się już na samym początku tygodnia. Nie bardzo wiedziałem co biegać, gdyż w planach były zawody w niedzielę. Nie wiedziałem czy sobie poodpoczywać, czy raczej ruszyć z pełnego treningu. Postanowiłem spróbować treningu jednego z kolegów z biegloga, czyli siła biegowa. We wtorek zrobiłem najpierw 7 km Easy, potem 3 x skip A, 3 x wieloskok i 3 x podbieg. Potem powrót 4 km do domu. Weszło 12 km i na prawdę czułem, że trening wszedł mi w nogi. Pomyślałem, że nie będzie źle. Do startu miałem jeszcze w sumie 5 dni więc zdążę odpocząć.

Środa wolne. W czwartek 10 km Easy. Coś jednak było nie tak. Tętno strasznie wysokie. Zrzuciłem to na szwankujący pulsometr bo nie mogłem uwierzyć, że przy tempie 5:20 na płaskim ja mam tętno na poziomie 165. Odczucie z biegu było zdecydowanie jak na bieg regeneracyjny, więc na pewno to pulsometr.

Piątek znów wolne, a na sobotę rano zaplanowałem 6-7 km Easy z przebieżkami. Niestety z planów wyszły nici i pobiegałem dopiero późnym popołudniem. No i tutaj drugi raz kiedy głowa nie zagrała. Pojechałem biegać do Lasu Kabackiego, bo byłem w pobliżu. Trochę znam tamte ścieżki, ale jak się okazało nie aż tak dobrze. Za daleko odbiegłem i jak się zorientowałem, że czas wracać to się z lekka pogubiłem i z planowanych 7 km wyszło 10. W sumie można było się zatrzymać i dojść spacerkiem, ale nie… – ambicja mi nie pozwoliła. Myśl o zawodach w następnym dniu jakoś z nią nie wygrała. Powiedziałem sobie, że w sumie to była regeneracja i nic się nie może stać, ale jakieś ziarno wątpliwości gdzieś z tyłu głowy kiełkowało.

Niedziela. Biegnij Warszawo 2016. Tutaj debiutowałem w zawodach dwa lata temu. Nie planowałem tego biegu, gdyż nie lubię tłumów i takiej komercji, ale darmowy pakiet (dzięki mojej firmie) i atestowana trasa mnie przekonały. Byłem zmotywowany. Czułem, że dam radę utrzymać 4:30 i może coś urwać ze swojej życiówki na końcowym zbiegu. Tak było do 4 km, gdzie zaczynał się podbieg na Spacerowej. Planowo zwolniłem , ale coś było nie tak. Strasznie bolały mnie nogi. Od razu pojawiła się myśl – wczorajsze bieganie jednak nie było bez znaczenia. Od tej pory ta myśl nie dawała mi spokoju. Lekko podłamany poczłapałem dalej. Nogi wydawały mi się coraz cięższe. Nie byłem w stanie zejść nawet poniżej 4:45. Chwyciłem wodę (było dość ciepło), polałem kark i wziąłem dwa łyki. Było trochę lepiej. Postanowiłem podpiąć się do kogoś i tak dociągnąć do mety. Moją motywacją okazał się Pan, duużo starszy ode mnie. Biegliśmy równo, ok. 4:50 min/km. Udało mi się z nim dociągnąć do 7 km i tam jakby wstąpiły we nie nowe siły. Wiedziałem już, że z życiówki nici, ale chciałem jednak zakończyć ten bieg z jako takim wynikiem. Przycisnąłem. Tempo wzrosło do 4:30 i jakoś byłem w stanie to utrzymać. Mówiłem sobie – „Byle do zbiegu, byle do zbiegu”. Gdy dotarłem do zbiegu, puściłem nogi. Ostatni km zrobiłem w tempie lekko powyżej 4 minut (z górki). Wpadłem na metę bez wielkiej radości i z przeświadczeniem, że ten bieg to wynik moich błędów i psychiki, a nie mojej formy. Wynik 47:11 jest daleki od mojej życiówki, ale widać tak miało być. Raz się wygrywa, raz przegrywa.

13be5-P1025658
Foto: http://isrodmiescie.pl (Autor: Sergiusz)

Bieg już wstępnie przemyślałem i wyciągnąłem wnioski. Pojawiły się nowe cele, które nie są bezpośrednio biegowe, ale jednak na bieganie mogą mieć wpływ. Będzie to wymagało jednak jeszcze więcej pracy i przede wszystkim nauki. Zobaczymy. Na razie to tyle.

2 Replies to “Głowa zawiodła…”

  1. Z doświadczenia wiem, że w ostatnim tygodniu-dwóch przed startem lepiej zrobić za mało niż za dużo, choć wiem też jak trudno znaleźć sobie miejsce, kiedy nagle trzeba odpuścić i objętość i intensywność i zaczyna nosić, nagle robi się za dużo czasu i energii.Następnym razem będzie lepiej.

    1. Faktycznie pod koniec tygodnia już trochę mnie nosiło, ale bieg w sobotę tylko przypadek sprawił, że pobiegłem więcej niż zakładałem. Gdybym się nie zapomniał na pewno zakończyłbym na tych 7 km max. A tak pozostaje mi liczyć na kolejny start.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.