Może lekko spóźnione podsumowanie, ale zostałem wywołany do tablicy w jednym z komentarzy i tym wpisem chciałbym odpowiedzieć na pytanie postawione w tytule.
Co mi dało ponad rok biegania?
Zdrowie
Zdecydowanie czuję się zdrowszy. Tak ogólnie. Obniżyło mi się ciśnienie tętnicze, może nie do nominalnych wartości, ale to jeszcze chyba kwestia wagi. Z racji mojej biurowej pracy borykałem się z problemem bólu kręgosłupa. Od kiedy biegam problem zniknął. To zapewne kwestia nie samego biegania, ale ogólnego wzmocnienia mięśni, ale to wszystko i tak się zazębia.
Waga
Przed dwoma laty ważyłem między 96 a 98 kg. W ciągu pierwszego roku waga spadła niewiele – może 2-3 kg, ale wtedy biegałem niewiele. Kolejne pół roku to przygotowanie do MW 2015 i wtedy waga trochę ruszyła i spadła do ok. 90-91 kg. Niestety okres roztrenowana i czas świąt spowodował, że dość szybko wróciłem do wagi startowej. Tak na poważnie za problem wziąłem się w styczniu tego roku. W ciągu 6 miesięcy zrzuciłem 12-15 kg (zależy kiedy się ważę) i celem na ten rok osiągnięcie 80 kg (brakuje około 6 kg). Do czerwca było to tylko bieganie, bez patrzenia na to co i jak jem. Od czerwca wziąłem się za swoje nawyki żywieniowe. Przeszedłem na dietę „jem pół”. Dorzuciłem do tego regularne posiłki co kilka godzin, tak aby wyszło ich mniej więcej 5. To spowodowało, że w ciągu miesiąca waga ruszyła o prawie 2 kg.
Świadomość własnego ciała
To jest jedna z tych rzeczy, którą ciągle u siebie rozwijam. Dzięki bieganiu wiem jak zachowuje się moje serce podczas wysiłku. Na co mogę sobie pozwolić. Mierząc tętno spoczynkowe rano i czasami robiąc test ortostatyczny wiem, czy dzisiaj jestem wypoczęty czy nie. Gdybym nie biegał, nigdy bym tez nie zainteresował się tematami związanymi z określaniem wydolności, zmęczenia czy ogólnego wytrenowania. Jako fan wszelakich numerków i wzorków staram się na swoim przykładzie badać czy te teorie działają.
Cierpliwość
Coś czego na pewno po bieganiu się nie spodziewałem, a czego pewnie wielu w obecnym świecie brakuje. Jeśli chcemy w bieganiu coś osiągnąć, dojść do jakiegoś celu, musimy być cierpliwi. Nic nie dostaniemy na tacy, a tylko po ciężkim i regularnym treningu. Czasami też trzeba powiedzieć stop i cofnąć się o krok, aby móc kontynuować inną drogą. Tak było u mnie. Pierwszy maraton – na szybko bez przygotowania – tragedia. Drugi, już po systematycznym treningu i o niebo lepszy. Postanowiłem się jednak cofnąć i przygotować od podstaw swój organizm i teraz raczej trenuję pod 5 i 10 km. Nie ciągnie mnie do dłuższych dystansów, ale wiem, że kiedyś tam wrócę. Będzie to jednak wtedy, gdy będę widział na horyzoncie swój cel.
To co przydaje się w treningu okazuje się, że też przydaje się w życiu. Już tak nie pędzę. Cierpliwie czekam i tylko uśmiecham się pod nosem, gdy widzę jak w korkach czy kolejkach ludzie się denerwują. Jakimś dziwnym trafem mnie już to czekanie wkurza.
Do następnego wpisu…
Ciekawe refleksje. Zwłaszcza ta o cierpliwości 🙂
No tak jakoś wyszło 🙂