Żegnaj 2019, witaj 2020…

Mniej więcej 6 miesięcy temu zrobiłem swoje ostatnie podsumowanie i ostatni wpis. Niestety tak to już jest, że czasami są ważniejsze rzeczy. Udawało mi się na szczęście co jakiś czas wrzucić jakiś wpis na Facebook’a więc nie mogę powiedzieć, że nic w kwestii blogowej nie robiłem. Dzisiaj jednak chciałbym podsumować pokrótce drugą część sezonu jak i cały 2019 rok.

Po wiośnie postanowiliśmy z Marcinem trochę zmienić trening. Po startowym maratonie w czerwcu (głównie 5. km) doszliśmy do wniosku, że prędkości mam całkiem sporo, ale gorzej jest u mnie z wytrzymałością tempową. Dlatego trening przez cały okres letni bardziej był nastawiony na ciągłe i drugie zakresy, czasami przeplatane jakimiś interwałami. Zdecydowanie trening zadziałał, bo czuję, że na dystansie mogę biec w szybkim tempie zdecydowanie dłużej. Korelowało się to też z celami – bardziej zależało mi na tym aby rozmienić 42 minuty na 10 km, a w sumie bardziej przy okazji poprawić 5 km.

Lato…

Praca trwała całe lato, bo szczyt formy planowałem na początek października. Od czasu do czasu gdzieś wystartowałem, ale nie było tych startów dużo. Muszę jednak wspomnieć, że zaliczyłem swój pierwszy wygrany bieg – Parkrun Augustów.

Mój pierwszy wygrany bieg w życiu
Mój pierwszy wygrany bieg w życiu (Źródło: archiwum własne)

Startowało 11 osób i tak jakoś wyszło, że byłem najszybszy 😉 . Na początku września trochę przewietrzyłem się na bieżni w ramach Warsaw Track Cup. Uwielbiam biegi średnie. Można się mocno zmęczyć, ale w relatywnie krótszym czasie – tak jak lubię. Życiówki nie było (5:18), ale dostałem pochwałę od samego Mariusza Giżyńskiego za poprawną technikę – bardzo budujące 🙂 Całe lato trenowałem mocno i sumiennie nie omijając prawie żadnego treningu, aby w październiku spijać śmietankę z naważonego piwa.

Piątkowy październik

7. Bieg Rembertowa
7. Bieg Rembertowa

Niestety, choć byłem zapisany, nie udało mi się wystartować w Biegu na Piątkę przy Maratonie Warszawskim – obowiązki rodzinne były ważniejsze. Razem z tym biegiem uciekła chyba najlepsza szansa na poprawienie życiówki na 5 km. Nie ma jednak co marudzić, bo co się odwlecze to nie uciecze, a w sumie trasa niby atestowana, ale nie do końca ;-). W ciągu kolejnych dwóch tygodni pobiegłem dwa razy mocne zawody na 5 km, w Radości i Rembertowie. Wyniki wyraźnie pokazują, że zadomowiłem się na okolicach 20 minut.

2. Bieg z Radością
2. Bieg z Radością

Znaczy jest dobrze. Bieg w Radości nawet mogę uznać za moją prawdziwą życiówkę (19:57), bo moje 19:54 z Biegu na Piątkę w 2018 było na trasie ze zbyt dużą różnicą wysokości Start-Meta. Jednak to co było dla mnie ważniejsze to, że widoczne były efekty letniego treningu. Każda z piątek była pokonywana w równym tempie lub nawet lekko przyspieszając, co znaczy, że może szybkość stoi, ale wytrzymałość tempowa rośnie. I z tą myślą przystępowałem do ostatniego wyzwania, czyli dyszka w listopadzie.

Bieg Niepodległości

Niestety, jak to zwykle bywa, jak idzie dobrze, to za chwilę musi się coś na głowę zwalić. No i tak było w tym przypadku. Na tydzień przed Biegiem Niepodległości złapałem wredne, bakteryjne zapalenie gardła. Dwa dni nie byłem w stanie mówić, gorączka pod 39 i oczywiście antybiotyk. Co się dzieje z organizmem po kuracji antybiotykowej nie muszę chyba pisać. Na bieg poszedłem, walczyłem jak lew, ale poległem jak mucha – 42:54. Przynajmniej spotkałem paru biegowych i niebiegowych znajomych, przebiegłem się po fajnej trasie wśród prawie 20 tyś biegaczy w przyzwoitej pogodzie. Ogólnie było fajnie, a za nową życiówką nie płaczę. Czas na rekordy przyjdzie na wiosnę.

Ogólnie – nie płaczę…

Podsumowując cały rok 2019 muszę powiedzieć, że forma mi się ustabilizowała zarówno na krótszych jak i na dłuższych dystansach. Jedyną życiówkę jaką zrobiłem w tym roku to 42:15 na Biegu SGH na wiosnę i tu jest ok. Stabilne 20 minut na 5 km i sub 5:20 na 1500m świadczą, że ani nie tracę, ani nie zyskuję. Po prostu zbieram doświadczenie 🙂 . Biegam już w sumie 5 lat, co jak powiedział mój kolega, „młody jesteś i nie wiesz jeszcze co to prawdziwe bieganie”. Wierzę mu i jestem cierpliwy 😉

Cele i postanowienia

Mamy nowy rok, więc czas ustalania celów i postanowień. Szczerze nie ustaliłem jeszcze nic konkretnego. Może nie jest to dobre, ale jakoś tak nie miałem ani chęci ani chwili aby poważnie się zastanowić. Ogólnie to jak każdy, życiówka, ale to nie jest dobry cel, bo nie jest SMART. Lepsze są postanowienia, ale żeby się nie przeciążać mam na razie tylko dwa.

Po pierwsze trening uzupełniający. Wziąłem się za niego na poważnie za namową fizjoterapeuty. Miałem trochę dolegliwości mięśniowych przez ostatnie 6 miesięcy, które spowodowane są moimi brakami w sile mięśni. Dlatego od stycznia pracuję bardzo mocno nad tym aspektem. Co tydzień wykonuję minimum jeden mocny trening (co najmniej godzina ćwiczeń) oraz dwa krótsze (do pół godziny). Czasami uda się zrobić coś więcej. Muszę powiedzieć, że lekko nie jest, ale efekty już widzę, więc motywacja ciągle jest.

Drugie to waga. Oczywiście chcę ją zmniejszyć. Nie przechodzę jednak na dietę, a zmieniam raczej nawyki. Cele jakie sobie postawiłem to całkowite odstawienie kupnych słodyczy oraz niejedzenie po 19:00. Ktoś może powiedzieć, że to za mało. Może i mało i nie będzie od razu efektów, ale uważam, że jeśli te dwie proste rzeczy wejdą mi w nawyk, to łatwiej będzie mi później z trudniejszymi rzeczami (np. gotowanie sobie samemu posiłków – obecnie dla mnie coś kompletnie nierealnego). Pierwsze poziomy osiągnięć ustalone są na koniec stycznia, i na tę chwilę mam za sobą tydzień pracy nad sobą. Jest dobrze.

Na koniec…

To chyba tyle. Obiecuję, że częściej będę pisał, bo faktycznie bloga strasznie zaniedbałem. No a wszystkim którzy czytają (i tym co nie nie, też) spełnienia marzeń w Nowym Roku 2020. Pozdro

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.