Podsumowanie czerwca – laba…

Niesamowite jak ten czas leci. Dwa tygodnie temu pisałem spóźnione podsumowanie maja, a dzisiaj właśnie zaczął się lipiec i trzeba pisać kolejne. Takie życie, więc…. zaczynamy.

W przeciwieństwie do startowego maja to czerwiec był biegową sielanką. Zobaczmy liczby:

  • dystans – 167 km
  • czas – 15 g 28 min
  • liczba akcentów – 2 (no może 4, ale o tym dalej)
  • liczba startów – 1.
  • rower – 107 km (w 4 treningach)
Mariusz Giżyński stwierdził, że niezła technika 🙂 (Źródło: www.sportografia.pl)

Zacznijmy od początku, czyli zawody. Początek czerwca to jeszcze taka końcówka startowego maja. 5 czerwca wystartowałem w drugiej edycji Warsaw Track Cup na stadionie Orła w Warszawie na dystansie 1500m. Poszło lepiej niż miesiąc wcześniej – 5:18.52, ale nadal bez życiówki. Patrząc na moją aktualną wagę to nie ma co się dziwić. Życiówkę robiłem ważąc 3 kg mniej. Co ciekawe przydzielono mnie do ostatniej, teoretycznie najmocniejszej grupy i jak można było się spodziewać, już po 400m biegłem ostatni. Ogólnie nieciekawie, ale jak się tak głębiej zastanowić, to mogła to być całkiem niezła motywacja, aby pociągnąć mocniej, jednak tego dnia nie było szans.

Zmęczony, ale morda się cieszy 😉

Po tych zawodach nastąpił zasłużony odpoczynek i idealnie się moje plany ułożyły, bo dwa dni później byłem już na firmowym wyjeździe w Chorwacji :-). Latem za granicą byłem pierwszy raz w życiu (nie licząc wyjazdu do Słowacji jako nastolatek) i mogę powiedzieć jedno – niesamowita sprawa. Widoki, jedzenie, woda. No coś wspaniałego. Nie tylko odpocząłem, ale i super się bawiłem. Żeby nie było, aktywności sportowej też nie zabrakło.

Najpierw, w sobotę, 35 km rowerem MTB po okolicach Szybenika, a następnego dnia rano, prawie 8 km po nabrzeżu w towarzystwie Sebastiana i 1 km pływania w Adriatyku. Były to niby tylko 3 dni, ale super towarzystwo ludzi z 7N, świetna organizacja (tu słowa uznania dla Oli i Olgi – super robota) i miejsce sprawiło, że czułem się jakbym był tam ze dwa dni dłużej.

Siły nie brakowało

Wypoczęty wróciłem do Polski, gdzie czekał już na mnie nowy plan treningów od Marcina na resztę czerwca. Kolejny tydzień totalnie bez szaleństw. 2 BS-y (biegi spokojne) w ciągu tygodnia z lekkimi przebieżkami, zabawa biegowa w sobotę i lekkie poranne rozbieganie w niedzielę rano, bo trzeba było zabrać samochód spod sali weselnej (zawsze dobrze mieć jakąś motywację ;-).

Kolejny tydzień zacząłem troszkę mocniej – 8 km wytrzymałości biegowej (WB2). Weszło luźno w założonym tempie (a nawet lekko szybciej – 4:28min/km), pomimo wiejącego wiatru i całkiej niezłej temperatury. Długi weekend spędzałem na Mazurach żeglując od portu do portu, i tam wpadły w sumie tylko lekkie rozbiegania z przebieżkami, więc znów spokojnie.

No i ostatni tydzień. Na początek lekki BS, a w środę znów wytrzymałość (WB2), ale na 10 km. Dobrze się złożyło, że tego dnia pracę zaczynałem po południu, bo mogłem trening zrobić rano. Jednak tego dnia nawet rano było gorąco. O 9:00 było już prawie 30 st. C. Bałem się, że ten bieg mnie rozłoży całkowicie. Serio. Było to krótko po tragedii jaka wydarzyła się na zajęciach WF na Wojskowej Akademii Technicznej i jakoś tak miałem to z tyłu głowy cały czas. Na szczęście nie było tak strasznie jak się zdawało. Pobiegłem wolniej niż w założeniach – 4:36min/km (o 6 sekund wolniej niż zakładałem), ale udało się dobiec do końca. Byłem zmęczony, ale dumny z siebie 🙂 Kolejnego dnia weszło już tylko 60 minut BS’a i plan się skończył.

W piątek dostałem nowy plan i tu już widać, że żarty się skończyły. W sobotę wpadło 15x400m na bieżni w Piasecznie, w tempie startowym na 5 km. Jako wejście w okres mocniejszych treningów to całkiem nieźle mi się biegało pomimo dość silnego wiatru. W niedzielę za to 13,5 km rozbiegania po okolicy i… skończył się czerwiec.

Podsumowując, na pewno odpocząłem przez ten miesiąc. Zwłaszcza w drugiej części biegało mi się bardzo dobrze. Noga podawała, nawet w upałach. Miałem też szczęście, że mogłem tak ułożyć pracę, że mogłem biegać rano, bo wieczory były nadal bardzo gorące i duszne. Piękne lato tej wiosny 😉 Na szczęście kontuzje mnie omijały, choć innych nieszczęść trochę było (np. utopiony telefon na Mazurach, więc zdjęć mam mniej niż zwykle).
Lipiec zapowiada się pracowity, dlatego zbieram siły. Liczę, że czerwcowy odpoczynek to będzie odskocznia, która spowoduje, że na jesieni uda się nabiegać coś wartościowego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.