Skończył się kolejny tydzień i zarazem miesiąc moich przygotowań do jesiennych startów. Czas więc na małe podsumowanie.
Na początek jednak o tym co robiłem w drugiej części poprzedniego tygodnia. Po środowej wycieczce biegowej czekała mnie niestety 7-godzinna podróż samochodem w nowe miejsce – cel suwalszczyzna. Na szczęście w czwartek miałem dzień odpoczynku, więc mogłem się zrelaksować, a dla urozmaicenia aktywności fizycznej przepłynąłem sobie 500 m po jeziorze Rospuda. Szczególnie tutaj lubię wziąć sobie bojkę asekuracyjną i wypłynąć na jezioro w tempie relaksacyjnym. Dobre ćwiczenie na odprężenie mięśni.
W piątek czekały mnie interwały 4×3 min i 2×2 min w tempie 4:15min/km oczywiście poprzedzone 3 km rozgrzewki i zakończone 3 km schłodzenia. Musiałem się trochę natrudzić, aby w okolicy znaleźć kawałek w miarę płaskiego odcinka, ale na szczęście się udało. Nie było idealnie płasko, ale tym lepiej 😉 . Poszło nieźle. 3-minutówki w tempie: 4:04, 4:08, 4:21, 4:10, a 2-minutówki – 4:11 i 3:44. Na początku troszkę za szybko. Potem wyszło wolniej, ale to z powodu jednego podbiegu. Ostatni interwał zawsze staram się zrobić na maksa – tak dla testu. Ogólnie jestem zadowolony z treningu – prawie 12 km w tym prawie 4 w bardzo szybkim tempie. Super.
Sobota to lekkie 12 km po asfaltowej drodze z licznymi podbiegami. Nie forsowałem tempa, ale starałem się nie zwalniać na podbiegach, więc czasami musiałem troszkę dać z siebie więcej. Lubię takie biegi – w tempie w okolicach 5:30min/km, z podbiegami – człowiek nie męczy się tak bardzo, a jednak czuć efekt treningu.
Niedziela to jak zwykle długie wybieganie. Miałem zaplanowane 17 km I zakresu. Zaplanowałem trasę wokół jeziora Rospuda, a że aplikacja pokazuje mi też profil to jednak nie liczyłem, że uda mi się zrobić tradycyjnego biegu z narastającą intensywnością. Jak zwykle stwierdziłem, że zależnie od tego jak będę się czuł to zdecyduję czy przyspieszam czy nie. Trasa częściowo asfaltowa, a częściowo szutrowa. Bardzo mocno pofałdowana. Można powiedzieć, że nie ma płaskiego odcinka – zawsze, albo w górę, albo w dół. Daje dość mocno w kość, zwłaszcza przy pięknej, słonecznej pogodzie, gdyż trasa prowadzi raczej przez pola niż lasy. Po 8 km czułem się na tle dobrze, że lekko przyspieszyłem, ale utrzymywałem tętno ok. 155 udm. Trzy bardzo ostre podbiegi oraz upał dały jednak mi w kość i na końcówce już tylko przyspieszyłem do 5:00/km. Było mi tak ciepło, że po biegu nalałem lodowatej wody (tam gdzie byłem jest super zimna woda 🙂 ) do dziecięcego baseniku i siedziałem tam chyba z 15 minut, aby odpocząć.
Podsumowanie tygodnia:
- 5 treningów
- prawie 64 km
- ponad 440 m podbiegów 🙂
Podsumowanie miesiąca:
- 27 treningów na 28 zaplanowanych
- 254 km
- 26 godzin treningowych 🙂
Lipiec był pierwszym pełnym miesiącem treningowym. Wyszło sporo kilometrów, ale to lubię. Zadowolony jestem z tego, że udało mi się wykonać plan w prawie 100 % (tylko jeden opuszczony trening). Prawie połowa czasu to biegi regeneracyjne i długie wybiegania, choć muszę tutaj dać małą gwiazdkę, że te długie wybiegania to BNI więc nie były takie łatwe. Sporo było też pracy nad szybkością i techniką, ale też powoli zaczynam się „wydłużać”, czyli dłuższe interwały i biegi tempowe.
Jestem dokładnie w połowie planu. Sierpień to będzie głównie praca nad wytrzymałością. Czekają mnie też dwa starty w zawodach: Pogoń za bobrem – 13 km raczej w ramach biegu regeneracyjnego oraz Praska Piątka już bardziej na poważnie choć nadal z mocnego treningu. Tam sprawdzę gdzie jestem z formą i jak będę planował czasy na docelowe biegi.
Do pracy rodacy 😉