Miało być lekko naukowo, ale nie miałem czasu na podsumowanie wyników, więc dzisiaj tylko sprawozdawczość treningowa 🙂
W tym tygodniu robię BPS przed półmaratonem w Tarczynie. W związku z tym, że planuję biec powyżej 1,5 godziny stwierdziłem, że zrobię takie lekkie ładowanie węglowodanów. Od poniedziałku ograniczyłem posiłki węglowodanowe. Nie całkowicie, bo na śniadanie wpadała jajeczniczka z małą kajzerką, ale pozostałe posiłki były jak najbardziej pozbawione węgli. Od razu odczułem to na wadze, bo w ciągu dwóch dni waga spadła mi do mojego ostatniego minimum, czyli 87 kg. Od dzisiaj już węgle przyjmuję. Na obiad zjadłem przepyszne canelloni ze szpinakiem i serem ricotta. Mówię wam, super. Makaron i ryż będą mi towarzyszyć do soboty rano. W sobotę będę musiał za to ćwiczyć silną wolę, bo wpadną znajomi na wieczór no i jakoś trzeba ich będzie ugościć.
BPS
W poniedziałek odpoczywałem. We wtorek wyszedłem na 9 km I zakresu z 5 przebieżkami. Biegłem wolno, ok. 5:50min/km tak aby tętno nie przekraczało 130 unm. Na zakończenie troszeczkę przyspieszyłem, ale nie przekroczyłem 135 unm. Potem 5 przebieżek po 20 sek / 45 sek truchtu. Chyba pierwszy raz czułem taką moc w nogach w czasie przebieżek. Nie wiem skąd to się wzięło, ale czułem się super. Może to kwestia tego wolnego biegu. Chciałbym tak czuć się w niedzielę. Wczoraj miał być jedyny akcent czyli 5x1km w tempie od 4:40 do 4:20 min/km. Niestety, po wtorku dopadło mnie jakieś małe przeziębienie i nie chce odpuścić od dwóch dni. Może dzisiaj spróbuję. Na jutro już nie planuję biegu, a dopiero w sobotę jakieś 5-6 km plus przebieżki aby nie zamulić nóg.
Ogólnie BPS u mnie to zmniejszenie objętości o około 1/3 (dla rozbiegań) i bieganie tylko jednego akcentu. Zwykle jest to właśnie 5x1km, choć zdarza mi się zrobić 3x2km w tempie na 10 km. Na razie się sprawdza.
Plany na 6. Tarczyn Półmaraton
Miał to być mój docelowy start na dystansie półmaratonu. W sumie nadal jest, ale czuję, że nie dam rady. Zwykle jestem bardziej zmotywowany i optymistyczny, treningi idą super, a teraz jakoś nie mogę wyrzucić z głowy myśli, że się nie uda. Może to problem koncentracji, a może tego, że pojawia się ciągle coś, co wzmaga pesymizm. Lekkie przeziębienie i utrzymujący się dyskomfort w gardle nie podnosi mojej pewności siebie na najbliższy weekend. Do tego pogoda zapowiada się zbyt sprzyjająco – słońce i 27 stopni. Wiem, że brzmi to jak tworzenie usprawiedliwienia na zapas, ale jakoś nie mogę się od tego odciąć. Może jakaś sesja z muzyką motywującą? Muszę spróbować.
Na chwilę obecną plan jest taki, aby spróbować pobiec na czas poniżej 1:40:00. Myślałem o 1:35, ale jak spojrzałem na pasek z międzyczasami, to przy takim nastawieniu jak opisałem wyżej, jakoś tego nie widzę. Musiałbym się bardzo mocno motywować, a i w najlepszej formie fizycznej musiałbym dać z siebie chyba wszystko. Może jak w zeszłym roku uda mi się do kogoś podczepić i tak w małej grupie dojechać po jakiś fajny wynik do mety.
Zacznij na 1:40. Jak po 5 km będzie lajtowo, to przyspiesz. Sam to przerabiałem. Zacząłem pierwsze 3 km na 1:30, a na mecie czas 1:25. Powodzenia 🙂
Tak chyba zrobię. Dobra rada. Dzięki.