Tak jak pisałem w poprzednim wpisie, w niedzielę postanowiłem sprawdzić swoją formę podczas 4F Praskiej Piątki.
Zacznijmy jednak od drugiej części tygodnia. W czwartek mam zwykle wolne od biegania, więc jedyne co robiłem to trochę ćwiczeń core. W piątek zaplanowany miałem bieg progowy w dwóch częściach 5 km i 2 km. Odpuściłem – nie miałem nastroju na bieganie. W sumie to stwierdziłem, że odrobię sobie w sobotę i niedzielę z nawiązką.
W sobotę wyszedłem wcześnie – ok. 7:00, gdyż miałem zaplanowane sporo pracy wokół domu. W pierwszej części zrobiłem szybką piątkę – tak w okolicy 4:45 min/km. Dalej ze 3 minuty przerwy i zakończyłem ok. 6,5 km I zakresu po lesie. Nie wiem czemu tak zrobiłem przed niedzielnym startem. Może powodem była chęć rozładowania negatywnych emocji jakie nagromadziły się poprzedniego dnia. Jeśli tak, to na pewno pomogło 🙂 – mogłem w spokoju przystąpić do dalszej pracy. Bieg zakończyłem czterema przebieżkami po 20 sekund i 45 sekund przerwy.
No i nastała niedziela. Bieg startował wcześnie, bo już o 8:30. Chwała organizatorom, bo gdyby to miała być późniejsza godzina, to wszyscy by wtopili się w roztopiony asfalt. Budzik zadzwonił o 5:30, ale zwlekłem się dopiero o 6:00. Szybkie śniadanie, spakowanie przygotowanych rzeczy i w samochód. Po w sumie godzinnej podróży byłem na miejscu ok. 7:30. Po drodze spotkałem jeszcze znajomego, który biegł w półmaratonie, więc przynajmniej było z kim pogadać i wymienić poglądy. Na pół godziny przed startem zrobiłem standardową rozgrzewkę – 2 km w narastającym tempie i 10 minut dynamicznego rozciągania – no i pobiegłem na start.
Założenia były proste – życiówka 🙂 . Dodatkowo po rozmowie z Piotrkiem postanowiłem, że postaram się ten bieg pobiec głową – czyli walka na całego. Przezornie ustawiłem się lekko przed swoją strefą. Nie bijcie proszę, ale jak zobaczyłem, że stojąc w swojej strefie widzę ludzi z oznaczeniami z jednych z ostatnich stref, to troszkę się wkurzyłem. Przesunąłem się kilka metrów do przodu i czekałem na start. Z głośników poleciała jedna z moich ulubionych melodii „Sirius” Alan’a Parsons’a, początek tego utworu na prawdę dodaje mocy 😉 .
Poszło. Pierwsza prosta i przeciskanie się przez wolniejszych biegaczy. Pierwszy kilometr i średnia 4:17. Czuję się ok. Tempo się ustabilizowało. Starałem się biec w cieniu, aby niepotrzebnie się nie grzać. Drugi kilometr w 4:16. Tętno w okolicach 175. Nogi nie bolą, jak zwalniam do 4:20 to jest nawet przyjemnie. Trzeci kilometr i już widzę, że zaczyna się walka – 4:20 min/km i tętno 176. Cień jakoś zniknął i zaczyna się robić ciepło. Łapię czyjeś plecy i staram się trzymać. Udaje mi się to do 4 km, ale średnia ciągle 4:20 min/km . Wiem, że życiówka będzie, ale plan optimum był aby zejść poniżej 22 minut. Walczymy. Ostatni kilometr cały biegniemy w słońcu. Nie zazdroszczę tym co biegną teraz półmaraton – czeka ich piekło 😉 . Moje tempo niestety spadło do 4:30 min/km – po prostu nie jestem w stanie przyspieszyć na dłuższą chwilę. Próbuję złapać jakieś plecy, ale szybko się oddalają. W końcu skręt do mety i zostaje 300 metrów. Tutaj wyciągam ostatnie siły i wbiegam na metę – na zegarze 22:15. Życiówka jest, ale jaka? Gdy odebrałem depozyt sprawdzam telefon i jest… 21:48. Cel osiągnięty.
Po biegu trochę się zregenerowałem, a potem dokręciłem jeszcze 10 km w I zakresie po Parku Skaryszewskim, zgodnie z tym co miałem w planie.
Czy jestem zadowolony? Jak najbardziej, choć bardziej byłbym zadowolony z 21:30, ale na to jeszcze przyjdzie czas. Mam nadzieję, że już pod koniec września 🙂 . Na zakończenie spotkałem jeszcze raz Piotra. On swój bieg potraktował rekreacyjnie – okolice 1:30:00. No też bym chciał tak biegać półmaratony w upale i to rekreacyjnie 😉 . Stwierdził, że przy sprzyjających warunkach powinienem w tym roku spróbować pobiec 5 km poniżej 21 minut – ciekawe wyzwanie. Niby 48 sekund, czyli każdy km o 10 sekund szybciej. Nie wiem czy dam radę, ale na pewno spróbuję 🙂 – dzięki Piotr za motywację.
Sam bieg i organizacja – 9,5/10. Organizacja w parku super. Wszystko na swoim miejscu, wystarczająca liczba toalet – wystarczyło się zapuścić trochę dalej w park i nie było kolejek ;-), wody też nie brakowało. Widziałem, że cześć z kibiców nie wiedziała, gdzie była meta 5 km, choć wisiało sporo tablic informacyjnych. No cóż wszystkim nie można dogodzić.
Statystyka tygodnia
Dystans – 52 km
Czas – 4:40
Jedna życiówka 🙂
Potwierdzam, organizacja 9.5/10
Trasa na piątkę jest mega płaska i można tam mega życiówki wyciskać. A połówkę udało się jakoś przetrwać 🙂
Gratuluję życiówki
Brawo! Każda życiówka cieszy, szczególnie w tak trudnych warunkach. Myślę, że pozostanie aktualna maksymalnie do 25 września. 🙂
Złamanie 21 w lepszych warunkach wydaje się realne, ale dobrze żebyś był mocniejszy, a nie tylko liczył na lepszą aurę. Wtedy sukces gwarantowany. 🙂
Zmotywowałeś mnie podwójnie 😉 Właśnie na pogodę nie liczę, bo równie dobrze może być chłodniej i padać deszcz. Liczę, że te 4-5 tygodni nie tylko utrzymam formę, ale i uda się coś jeszcze do niej dołozyć.
Niestety 25 września jest już nieaktualny ze względu na imprezę rodzinną w Bydgoszczy, ale może coś uda mi się znaleźć w okolicy.